Nadszedł w końcu ten dzień - piątek 9. maja. Kiedyś był to Dzień Zwycięstwa, tym razem to my odnieślimy zwycięstwo w nierównej walce z materią nieożywioną w postaci stropu. A było to tak.
Z samego rana panowie Wykonawcy dokończyli różne drobiazgi, które im zostały.
Wykopali doły pod stopy fundamentowe dla słupków przed wejściem.
Przygotowali i osadzili zbrojenie do tych słupków.
Zaszalowali dziurę na schody.
Nieco wzmocnili zbrojenie.
Dołożyli jeszcze kilka stempli i uporządkowali teren, żeby się nie potykać o jakieś sprzęty, czy materiały.
Na 15:00 mieliśmy umówioną pompę i pierwszą gruszkę do betonu. Jednak chwilę musieliśmy poczekać, bo panowie od betonu przyjechali dopiero o 15:40.
W miarę sprawnie pompa się rozłożyła i zaczeło się wylewanie betonu na strop nad garażem.
Beton był trochę zbyt gęsty, więc panowie musieli ostro wziąć się za jego rozgarnianie i wygładzanie.
Oczywiście w użyciu była również maszyna wibrująca, szczególnie wykorzystywana w trzpieniach i podciągach.
Pierwsza gruszka skończyła się po zalaniu garażu i wieńca prawie dookoła budynku. Na szczęście druga gruszka już stała i czekała na swoją kolej.
Wykonawcy bardzo się starali, żeby strop był jak najrówniejszy i gładzili go listwami podobnie, jak podczas zalewania zera. Oczywiście na czas gładzenia pompa była wyłączana. Panu od pompy było wszystko jedno (ma płacone od godziny), natomiast pan od gruszki trochę narzekał i marudził.
Na koniec jeszcze po kropelce pod słupki wejściowe i pompa zaczęła się czyścić i składać.
Pan od gruszki oznajmił, że ma dla nas jeszcze jakieś 3 kubiki betonu. Szybko stwierdziliśmy, że jedynym miejscem, gdzie można to wlać, to podjazd przed garażem. Pan Wykonawca poprosił o lekkie rozrzedzenie betonu i przystąpiliśmy do opróżniania gruszki.
Na szczęście okazało się, że betonu nie było więcej niż 2 kubiki i to po rozrzedzeniu. Tak czy owak, mamy solidną podbudowę podjazdu do garażu.
Tak finalnie wygląda nasz świeżo wylany strop. Widać, że nad garażem (po prawej) beton jest mniej równy, a to dlatego, bo pierwsza gruszka była gęstsza i Wykonawcy nie nadążali rozprowadzać tego betonu. Dodatkowo jeszcze chwilami przyświecało mocne słońce, przez co beton szybko gęstniał. Beton z drugiej gruszki był trochę rzadszy i Wykonawcy robili więcej przerw na równomierne rozprowadzenie i wygładzenie.
Całość zajęła nam blisko 3 godziny. Pan od drugiej gruszki stwierdził, że był to najdłużej wylewany strop w jego 20-letniej karierze :) Zużyliśmy 18 kubików betonu choć spodziewaliśmy się, że będziemy musieli jeszcze domówić 2-3 kubiki. Betoniarnia była w pogotowiu, ale okazało się, że wystarczyło a nawet zostało na podjazd.
Pan gruszkowy pomimo swego marudzenia pozytywnie nas zaskoczył, bo po umyciu gruszki pozostałą wodą umył nam ulicę zabrudzoną kołami od pompy i gruszek.
Niespełna pół godziny później spadł deszcz. Na szczęście nie był zbyt intensywny i nie wyrządził żadnych szkód. Pozostało więc tylko czekać i podlewać.